Uwaga: Pada tutaj, przez
niektórych uważane za wulgarne, słowo „gówno” i robi to wielokrotnie. Przepraszam
z góry za to niewychowane słowo, które, mimo moich usilnych próśb, jednak pada.
Niniejszym również oświadczam, że słowo to oznacza inaczej „kupa”, „kał”,
„stolec”, ale z pośród w.w., najlepiej pasowało do charakteru wpisu.
W pokoju lata mi mucha. To wredne stworzenie, które w
przerwach od jedzenia kupy, zabawia się kosztem człowieka. Ta konkretna, jak i jej
poprzedniczki, oraz wszystkie muchy, które w moim krótkim życiu poznałem,
czerpie niewyjaśnioną przyjemność ze zmuszania człowieka by robił sobie
krzywdę. Lata wokół człowieka, a gdy tylko ten straci na chwile
zainteresowanie paskudnym gównojadem, siada człowiekowi na człowieku zmuszając
go tym samym by w owym miejscu dotknął człowieka człowiekiem. Ten w swojej
głupocie, nie podejrzewając podstępu, próbuje zrobić to jak najszybciej, z nadzieją,
że zabije paskudę. Chwila skupienia i … TRZASK! Mucha odleciała a podmiot ponownie sam się bije, tym razem w lewe ucho. Teraz następuje oblot muchy dookoła
człowieka – Mucha zastanawia się, w co ma się on teraz uderzyć.
Wróćmy jednak do tej konkretnej muchy w moim pokoju i jej
poprzedniczek. Poprzedniczek? Tak otóż ta konkretna to już piąta mucha z
dzisiejszej muszej dynastii. Mówię dynastii, bo to trochę jak w królestwie, otóż,
gdy zabijesz jedną muchę, jedyną na tę chwilę w pokoju, za moment pojawia się
druga, następczyni tronu, która dalej jest jedyną, żywą muchą w pokoju. To tak jakby działało tutaj
niewyjaśnione prawo stałości much, które głosi, że liczba żywych much w pokoju
musi być stała, równa jeden (lm=const.). Po zabiciu kolejnej muchy specjalnie
sprawdziłem, czy ta poprzednia rzeczywiście nie żyje, czy może tylko
symulowała. Nie żyła. Zabiłem, więc następną, pojawiła się kolejna. Dynastia
much trwa w najlepsze, ja zostałem czterokrotnym mordercą much, a stan
much w pokoju dalej jest constans.
Odkryłem, więc prawo stałości much, dalej zwane niech będzie
prawem Kapelusza. Zapewne gdyby było to coś ważnego, co dotyczyłoby człowieka w
większym stopniu, może dostałbym nagrodę Nobla. Tylko, kogo obchodzą te
gównojady? Zainteresowanie człowieka muchą jest największe wtedy, gdy ta
zaczyna stanowczo ingerować w życie tego pierwszego. Mianowicie lata pod nosem,
przeszkadza, lub siada człowiekowi na człowieku, wymuszając tym samym aktywność
ruchową wyżej wymienionego, w celu zrzucenia muchy.
To trochę jak z uciekinierami ze wschodu Nikt się nimi nie przejmował,
gdy umierali u siebie w kraju, lub płynąc na prowizorycznych łódkach przez
morze śródziemne uciekając przed śmiercią z rąk człowieka, znajdowali częstokroć
śmierć z rąk fal morza. Nikogo nie obchodzili wtedy, gdy przybywali licznie do
Turcji, Grecji i Włoch. Zainteresowanie wzrasta dopiero wtedy, gdy jak te
muchy, pojawiają się na naszym terenie i zwracają na siebie uwagę. Więc odpędzamy
się od nich jak od much, a to przecież nie muchy, które jedzą gówno na
podwórku, lecz ludzie - Homo Sapiens. Może wierzą, w co innego, mają inną
kulturę, ale poza tym nie różnią się od nas bardziej niż kartka biała od beżowej. Podstawy są te same, dwie ręce, dwie nogi, głowa sztuk jeden. Z jednej
strony wchodzi pokarm ludzki, zupełnie taki sam, jaki i my spożywamy. Z drugiej
natomiast wychodzi pokarm dla much, taki sam, jakim i my nasze karmimy.
Dlaczego więc traktujemy ludzi jak mało znaczące owady? I ile much trzeba jeszcze zabić, by nie pojawiła się kolejna?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz