Z uwagi na moją ostatnią sprawność ograniczoną, udałem się
na czas jakiś do domu rodzinnego, do ojczyzny kochanej, do Polski. Gdzie dane mi
było przeżyć wyjątkowy dzień. Bo oto 11. marca odbyła się pierwsza bez handlu
niedziela. Niehandlową spotkałem akurat w stolicy dolnośląskiego, przepięknym
Wrocławiu. Jakież było moje zdziwienie, gdy niedzielnym popołudniem, gdy dreptałem sobie z
kościoła, moim oczom ukazała się długa, aż po chodnika kraniec, do
monopolowego kolejka. Nie lepiej wcale było w żabkach na rynku czy też na
stacjach benzynowych. Swoją drogą, co to za szalony pomysł, żeby czekać pół
godziny w kolejce na stacji, aby zapłacić za benzynę, bo tabun ludzi kupuje
hot-dogi, chipsy, żelki i wszystko inne, co nie jest paliwem. (samochodowym
paliwem, coby jasność nastąpiła)